sobota, 7 listopada 2015

Gaz bojowy - Śmierć w okopach

Broń chemiczna, lub jak kto woli gazy bojowe, na szeroką skalę były stosowane w trakcie walk pierwszej wojny światowej. Zaskakujący jest jednak fakt, iż po raz pierwszy broni chemicznej użyto w 256 roku. W III wieku naszej ery perskie wojska Szapura I oblegały rzymską twierdzę Dura-Europos, leżącą nad Eufratem, na terenach dzisiejszej Syrii. Persowie specjalizowali się w sztuce zdobywania miast. Ich tajemnicą były podkopy. Żołnierze drążyli tunele pod murami obronnymi by je w ten sposób zawalić.
Rzymski garnizon stał w najwyższej gotowości, od kilku dni było słychać pracujących pod ziemią Persów. Legioniści dostali rozkaz wykopania własnego tunelu i "przechwycenia" napastnika. Około 20 Rzymian stało u wejścia do sztolni. Na komendę ruszyli w czeluści wykopu. Tunel biegł początkowo łagodnym spadem, co kilka kroków trzeba było omijać drewniany stempel podpierający niewysoką powałę. Po przebyciu około 20 metrów tunel się kończył, żołnierze przykucnęli i chwile nasłuchiwali. Persowie byli pod nimi, w tej sytuacji zaczęli przebijać się prawie pionowo w dół, by doprowadzić do przecięcia się tuneli. Korytarz miał niecałe 2 metry szerokości, więc prace szły mozolnie. W końcu cześć podłogi runęła w dół tworząc zejście do perskiego podkopu. Nagle w ich stronę buchnęły kłęby dymu. Rzymianie nie zdążyli zawrócić, w ciągu kilku sekund stracili przytomność, śmierć nastąpiła chwilę później. Persowie słysząc jak legioniści zaczynają się przebijać zastawili na nich pułapkę. Rozpalili ogień i rzucili do niego bitum oraz siarkę, dzięki różnicy wysokości duszący gaz uniósł się w stronę Rzymian, zmieniając się w ich płucach w żrący kwas.    

Szczątki zagazowanego legionisty rzymskiego wydobyte przez archeologów. Obrońca twierdzy Dura-Europos padł ofiarą "Perskiego Gazu" w 256 roku ne.


Czym jest jednak 20 rzymskich legionistów w porównaniu z setkami tysięcy zagazowanych żołnierzy w trakcie Wielkiej Wojny. Kiedy "Perski Gaz" został już dawno zapomniany, na pomysł by zastosować opary chemiczne jako broń masowego rażenia wpadli Niemcy.

Na początku wojny zarówno Francuzi jak i Niemcy dysponowali, zakazaną przez deklaracje haską, bronią chemiczną - głównie środkami drażniącymi. Pierwszy atak chemiczny na większą skalę został przeprowadzony 17 października 1914 roku w okolicach Neuve-Chapelle we Francji. Niemcy w ramach wsparcia dla piechoty, ostrzelali pozycje anglików szrapnelami wypełnionymi gazem łzawiącym. Około 3.000 pocisków 105mm wypełnionych O-dianizyną spadło na alianckie pozycje. Atak był tak dalece nieudany, iż ostrzelani żołnierze nawet nie zauważyli obecności gazu, a o jego zastosowaniu dowiedzieli się dopiero po wojnie. Prawdopodobnie Francuzi użyli gazów drażniących przeciwko Niemcom jeszcze wcześniej, bo już w sierpniu. Jednak tego incydentu również nie odnotowano i w przeciwieństwie do Niemców, początkowo porzucili dalsze próby.
Cesarskie dowództwo, nie przejmując się niepowodzeniem postanowiło ponowić atak gazowy, tym razem na froncie wschodnim. Erich Ludendorff  zaplanował użycie pocisków zawierających bromek ksylitu i benzylu, silnie działający gaz łzawiący. Ksylen działał drażniąco na skórę i oczy, wdychanie go powodowało obrzęk górnych dróg oddechowych. Mógł również wywoływać bóle głowy, senność czy skurcze mięśni.  W rejon Bolimowa w powiecie skierniewickim skierowano specjalny 36 pułk saperów, sformowany właśnie w celu ataków chemicznych. 31 stycznia 1915 roku około 100 baterii, w tym 40 ciężkich otworzyło ogień w stronę rosyjskich linii. Jednym z celów były pozycje carskiej artylerii. Kiedy piechota ruszyła, zamiast zająć spokojnie okopy chwilowo oślepionego wroga, natknęła się na silny opór. Okazało się, że  18 tysięcy pocisków wypełnionych gazem znów nie przyniosły efektu. Pociski grzęzły w głębokim śniegu, a nawet kiedy eksplodowały, parowanie gazu utrudniał właśnie ów śnieg. Poza tym bromek ksylitu w niskiej temperaturze, jaka panowała nie rozprężał się właściwie. Dopiero pod wpływem ciepła zaczynał się ulatniać. Obserwator "New York Times" relacjonował, że rosyjscy ranni opatrywani w szpitalu w Żyrardowie. Byli tak nasiąknięci substancją chemiczną, iż lekarze musieli przerywać prace i wychodzić na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza.

Pomimo początkowych niepowodzeń, niemieckie prace nad bronią chemiczną nabrały tempa. Głównym motorem napędowym był Fritz Haber. Chemik pochodzenia żydowskiego, wraz z podległym mu sztabem naukowców pracował nad środkami masowej zagłady. Cóż za ironia, że właśnie ten człowiek, który był zwolennikiem zastosowania gazów trujących, po wojnie został uhonorowany pokojową Nagrodą Nobla w dziedzinie chemii, za syntezę amoniaku z azotu i wodoru. 
Niemiecki naukowiec, przekonywał dowództwo, by zastosować gaz jako środek bojowy. 

"Gaz powinien zabijać, więc trzeba go użyć dużo i w wysokim stężeniu. Do tego celu najlepiej nadaje się chlor, który jako środek bojowy ma wiele zalet." 
Argumentował w rozmowie z generałem Erichem von Falkenhayem. Swój debiut gaz chlorowy miał mieć 22 kwietnia 1915 roku pod Ypres. od połowy lutego żołnierze z jednostki chemicznej saperów, wkopywali na linii okopów metalowe cylindry wypełnione ciekłym chlorem.

Opróżnianie cylindrów z gazem chlorowym. Najprawdopodobniej front zachodni.


Wieczorem 22 kwietnia koło 18, kiedy wiatr wiał w kierunku pozycji wojsk Ententy, francuscy żołnierze dostrzegli białą chmurę nadciągającą od strony niemieckich okopów. "Dym" został wzięty za zasłonę dymną, rozległy się gwizdki i zapanowało poruszenie, wywołane przygotowaniami do odparcia nieprzyjacielskiego szturmu. Kiedy chlor dotarł do pierwszych pozycji, żołnierze zaczęli się dziwnie zachowywać. Osuwali się na dno rowów, gdzie osiadał cięższy od powietrza gaz i ich zabijał. Ci którzy próbowali uciekać, przegrywali wyścig z chmurą śmierci poruszającą się z wiatrem 7km/h. Niemiecka piechota po raz pierwszy w tej wojnie dotarła do linii okopów bez jakiegokolwiek oporu, tak było na 6 kilometrowym odcinku frontu. Zginęło 350 żołnierzy, należy wspomnieć o tysiącach, którzy tego dnia stracili wzrok lub doznali poważnych obrażeń płuc.
Fritz Haber osobiście nadzorował wypuszczanie chloru z pojemników, kiedy wiatr wiał w odpowiednim kierunku. W swoim notatniku skrzętnie notował objawy jakie zdradzali konający żołnierze. Jednak zwycięstwo nie maiło jakiegokolwiek znaczenia na wynik walk w tym rejonie. Francuzi zorganizowali obronę i odparli cesarską armię. Jednakże tego dnia narodziła się wojna chemiczna.

Żołnierze Ententy zaatakowani gazem. Ypres, kwiecień/maj 1915 roku.


Jedna z "ofiar" prac nad chemicznymi środkami trującymi stała się sama żona naukowca. Clara Haber nie mogąc się pogodzić z udziałem męża w masowym ludobójstwie popełniła samobójstwo. 2 maja 1915 roku zastrzeliła się z pistoletu służbowego męża. Nazajutrz po pogrzebie Haber wyruszył na front wschodni testować gazy.
Na przełomie kwietnia i maja Haber, wraz z saperami został skierowany na front wschodni. Chlor miał uśmiercić Rosjan pod Bolimowem, tam gdzie już wcześniej dokonano ataku gazem łzawiącym. 12 tysięcy butli z chlorem rozszczelniono 22 maja 1915 roku. Jednak wiatr był zbyt silny i gaz się rozrzedził. mimo wszystko zabił 1200 ludzi, trwale okaleczając kolejne 3100 Rosjan. W tym rejonie atak chlorem ponawiano jeszcze dwukrotnie. Jednak również z miernym skutkiem, 12 czerwca po 5 minutowym opróżnianiu cylindrów, wiatr nagle zmienił kierunek. Zatruciu ulegli niemieccy żołnierze podążający za chmurą.
Ataki falowe, jak nazywano tworzenie chmury podążającej z wiatrem, były bardzo nieprzewidywalne i zależne od warunków atmosferycznych jak i topograficznych. Właściwie nie można było kontrolować raz rozpoczętego uderzenia.
Rosyjski generał polskiego pochodzenia, Eugeniusz de Henning-Michaelis tak wspomina w swoich pamiętnikach:
"Siedząc w okopie, usłyszałem jak gdyby ktoś wypuszczał parę z kotła, a po chwili ukazały się od strony przeciwnika kłęby gęstego dymu, dym ten gęstniał stopniowo, wznosił się w górę, formując długi wał wysokości kilku metrów, koloru żółtawo-brudnego; lekki wiatr wiał ku nam i nasuwał z wolna ścianę tumanu; przegrodziła mu jednak drogę niska, mokra łączka, zatrzymał się na niej, kołysząc, a u góry wykwitły jakby drzewa o fantastycznych kształtach. Zjawisko trwało to z pół godziny i stopniowo rozwiało się w powietrzu. Do nas dochodził tylko lekki zapach gazu; patrzyliśmy na to bezradnie, gdyż nie mieliśmy jeszcze masek, kazałem tylko wszystkim mieć w pogotowiu namoczone wodą szmatki, dla zawiązania ust i nosa."
 W sumie w atakach gazowych z okolic Bolimowa zginęło między 9 a 11 tysięcy żołnierzy rosyjskich, co czwarty był Polakiem.

Rosyjscy żołnierze w okopach z prowizorycznymi maskami przeciw gazowymi.




Anglicy użyli własnego gazu chlorowego dopiero 25 września 1915 roku pod Loos. Debiut okazał się jednak katastrofą, chmura gazu była w połowie drogi do niemieckich pozycji, kiedy wiatr się zmienił i pchnął ją z powrotem na angielskie pozycje. W rezultacie zginęło więcej Anglików niż Niemców. Użyte zostały również pociski artyleryjskie wypełnione chlorem, około 5 tysięcy spadło na niemieckie okopy.

Niemieckie gniazdo CKMu. Verdun 16 grudnia 1916 roku.


Z biegiem czasu obie strony starały się coraz lepiej zapobiegać zagrożeniu. Jednocześnie trwały prace nad ulepszeniem broni chemicznej. Laboratorium profesora Habera i firma BASF wprowadziły w 1916 roku nowy środek trujący. Kilkakrotnie silniejszy niż dotychczasowe gazy - Fosgen.
Ten bezbarwny gaz o zapachu zgniłego siana wywoływał przerażenie w szeregach wojsk Ententy. Przede wszystkim był niewidoczny, a kiedy się go wyczuło było zazwyczaj już za późno. Fosgen nazywany również Grüneskreuz (zielony krzyż), ponieważ pociski wypełnione tym gazem były malowane na zielono, na spodzie zaś znajdował się krzyż. Zabijał w przeciągu kilku minut przy stężeniu 0,005% - 0,01% objętości powietrza. Gaz uszkadza nabłonek płuc, który wydziela płyn, ofiara "topi" się od wewnątrz. Przy mniejszym stężeniu, może wystąpić zatrucie, obrzęk występuje po kilku godzinnym okresie utajnienia i ofiara umiera po około 24 godzinach. Tym którym udało się przeżyć, musieli się zmagać do końca życia z trwałymi uszkodzeniami dróg oddechowych. Fosgen zastosowano z największym powodzeniem w północnych Włoszech.

Zagazowani włoscy żołnierze po ostrzale pociskami wypłonionymi Fosgenem.


Austriacy przez dwa lata starali się złamać włoski opór w Caporetto, dobrze umocnione oddziały na wzgórzach nad rzeką Socza z powodzeniem odpierały każdy atak. Jesienią 1917 roku Austro-Węgry poprosiły o pomoc Niemców. Oddziały gazowe ostrzelały włoskie pozycje 894 pociskami wypełnionymi Fosgenem. Po kilku minutach generałowie państw centralnych, mogli zobaczyć jak zupełnie nieprzygotowane oddziały włoskie w panice porzucają swoje pozycje. Był to wstrząsający pokaz skuteczności tego środka.

Nieoceniony profesor Haber opracował również użycie gazu musztardowego. Była to chyba najbardziej groźna broń chemiczna Wielkiej Wojny. Środek nazywany również Gelbeskreuz atakował nie tylko drogi oddechowe, nie parował, "czepiał" się otoczenia powodując oparzenia skóry i skażenie środowiska. Po raz pierwszy użyto go 12 lipca 1917 roku pod Ypres, od tego miasta zyskał również popularną nazwę Iperyt, która była powszechnie stosowana po obu stronach "ziemi niczyjej". Był to środek, o niewyobrażalnym do tej pory działaniu. Atakując naskórek powodował rozkład tkanki, ciało schodziło niemal do kości. Niszcząc błony śluzowe powodował ślepotę, niejednokrotnie objawy zatrucia nie były widoczne od razu. Tysiące żołnierzy paraliżował strach przed zapachem czosnku i musztardy, były to zawsze pierwsze symptomy zbliżającego się ataku.
Angielska pielęgniarka Vera Brittan wspomina:
"Gdyby ci ludzie, którzy chcą kontynuowania tej wojny bez względu na następstwa, mogli zobaczyć żołnierzy zatrutych iperytem. Mają oni ogromne pęcherze w kolorze musztardy i niewidzące oczy, walczą o każdy oddech, zamiast głosu wydają z siebie szept i mówią, że ściska się im gardło i wiedzą, że się uduszą"

Ofiara gazu musztardowego - Iperytu.

 
 W przeciągu pierwszych trzech tygodni Iperyt zabił, bądź trwale okaleczył 14 tysięcy alianckich żołnierzy. Niemcy coraz częściej stosowali ten rodzaj broni, w czasie swojej ostatniej kampanii wystrzelili 150 tysięcy pocisków wypełnionych gazem musztardowym. Anglicy po raz pierwszy zastosowali ten rodzaj gazu w 1918 roku na froncie belgijskim. Ciekawostką jest fakt, iż wśród ofiar 16 Bawarskiego Rezerwowego Pułku Piechoty był Adolf Hitler.
Historycy podsumowując zasięg działania środków chemicznych jako broni masowej zagłady, często wskazują na fakt, iż ofiary gazów bojowych stanowią jedynie niewielki procent ogólnych strat. Należy jednak pamiętać, że są to statystyki niezbyt dokładne, biorące pod uwagę jedynie żołnierzy przyjętych do lazaretów i szpitali. Nie wlicza się w to ludności cywilnej, która niejednokrotnie ulegała zatruciu. Wszelkim statystykom umykają również urazy psychiczne, wielu żołnierzy trafiło do szpitali z objawami psychozy maniakalno prześladowczej. Ludzie czujący i widzący wszędzie w okół siebie gaz, żyli niejednokrotnie ze swoimi lękami aż do śmierci.
Łączna szacunkowa liczba ofiar gazu wynosi 1.297.000 w tym 91.000 ofiar śmiertelnych. Na skutek zagazowania, najwięcej żołnierzy zmarło po stronie rosyjskiej bo aż 56.000, gdzie niemieckie (drugie co do wielkości) straty 9.000 wydają się niewielkie.  
Ogólnie w latach 1914 - 1918 użyto około 60 rodzajów środków chemicznych i ich mieszanek.

Fritz Haber w swoim laboratorium.

Fritz Haber nie został po wojnie oskarżony za zbrodnie wojenne, tak jak się obawiał. Wręcz przeciwnie, otrzymał Nagrodę Nobla za przedwojenne osiągnięcia w dziedzinie azotanów. Po klęsce Niemiec nadal pracował nad bojowymi środkami chemicznymi, pod przykrywką rozwijania metod zwalczania szkodników. W trakcie prac nad pestycydami opracował w 1920 roku niezwykle skuteczny środek owadobójczy Cyklon B. Po dojściu Hitlera do władzy, jako żyd został jednak odsunięty od badań. Zmarł w Szwajcarii w 1934 roku.  


     
Powiązane artykuły


7 komentarzy:

  1. No Franiu to jest naprawde ciekawe. Wiem ze Ameryki nie odkryje tym swierdzeniem ale wojna to najglupszy wynalazek czlowieka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnie 4 linijki najbardziej przerażające! Ale do przewidzenia... Spróbuj poszukać info i może to być pomysł na nowy wpis - dlaczego mimo ogromnych zasobów gazów bojowych - niemiecka armia nie użyła ich w czasie II wś - bardzo ciekawy temat i mało znany!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za wszystkie komentarze.
    Gazy bojowe III rzeszy i ich późniejsza "utylizacja" to faktycznie ciekawy temat. Myślę, iż faktycznie napiszę o tym jeden z kolejnych "okruchów".

    OdpowiedzUsuń
  4. Przerażające, że ktoś zgodził się użyć takich niszczących substancji na ludziach. Dziś chodzą pogłoski, że Rosja eksperymentuję z bronią biologiczną i zatruwa wodę w Gruzji, na Bliskim Wschodzie mają pełno broni chemicznych i również testują na ludziach. .Jak widać nic się w tej kwestii nadal nie zmieniło - człowiek człowiekowi wilkiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. zadziwiajaca jest glupota....? albo raczej zlo drzemiace na dnie ludzkiego serca. Pokojowa nagroda Nobla dla pseudonaukowca wynalazcy ktory poswiecil wszystko byle odkryc substancje ,ktora bedzie niszczyc ludzi jak robactwo.Chyba klatwa spadlo podczas drugiej wojny swiat. ze wlasnie jego wynalazkiem zagazowywano jego rodakow. Historia jest naprawde wspaniala nauczycielka zycia,niestety ludzie nie chca sie niczego nauczyc.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Gdyby ci ludzie, którzy chcą kontynuowania tej wojny bez względu na następstwa, mogli zobaczyć żołnierzy zatrutych iperytem."....obawiam się, że samo "zobaczenie" to za mało, ludzie odpowiedzialni za te potworności, powinni doświadczyć na własnej skórze, tego jaki los zgotowali innym.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.